piątek, 5 grudnia 2014

Plokkari





Zrobiło się już tak paskudnie zimno, ciemno i wietrzyście, że nagle przypomniała mi się tradycyjna Islandzka zapiekanka, która potrafi idealnie pocieszyć zamarzniętą duszę. Najczęściej pojawia się pod nazwą plokkfiskur, ale mi przedstawiła się pod nazwą plokkari, zaserwowana przez bardzo przyjemny bar Fish and Chips w Reykjaviku. To jedno z tych niewyszukanych domowych dań, które wykorzystują resztki jedzenia z poprzedniego dnia, a w tym wypadku, resztę ryby. Brutalnie proste i zupełnie pyszne. Idealny ratunek na lodowate, zimowe dni.



1 kg filetów dorsza lub halibuta, bez skóry
(do gotowania dorsza: 3 liście laurowe, 2 ziela angielskie, łyżka ziaren czarnego pieprzu, pół łyżeczki suszonego tymianku, łyżeczka suszonego estragonu, sól)
0.7 kg ziemniaków
2 cebule
70 g masła
70 g mąki
0.75 l mleka (lub więcej)
pęczek szczypiorku
sól
pieprz
szczypta gałki muszkatałowej
ewentualnie łagodny żółty ser do zapiekania

Ziemniaki należy obrać, ugotować w osolonej wodzie i pokroić na plastry.
Dorsza delikatnie wkładamy do garnka z gotującą się wodą i przyprawami. Delikatnie gotujemy kilka minut, aż się całkiem zetnie. Ostrożnie wyciągamy, odsączamy na sicie, wyciągamy pozostałe ości, rozgniatamy widelcem na płatki i przekładamy do miski.

Osobno przygotowujemy beszamel: najpierw posiekane cebule należy zeszklić na maśle, następnie dodajemy do tego mąkę i podsmażamy chwilę (aż poczujemy miły zapach podsmażanej mąki), następnie zdejmujemy z ognia i partiami dodajemy mleko bardzo intensywnie mieszając. Wstawiamy na chwilę z powrotem na palnik i mieszamy, aż masa zgęstnieje (jeśli jest za gęsta można jeszcze dodać trochę mleka). Sos doprawiamy solą, odrobiną gałki i możemy dodać też świeżo mielony czarny pieprz.

Wkładamy do niego rozdrobnioną rybę i dokładnie mieszamy, aż ryba zacznie się jeszcze bardziej rozpadać. Teraz dodajemy do tego ziemniaki i posiekany szczypiorek, po czym całość przekładamy do wysmarowanego masłem żaroodpornego  naczynia. Pieczemy na 250 stopniach jakieś 15-20 minut, aż zapiekanka zacznie pykać. Pod koniec można na wierzchu ułożyć plasterki sera, i poczekać, aż się ładnie zarumieni. Islandczycy podają plokkari z kawałkami pumpernikla, ale jak dla mnie dodatkowy chleb nie jest tu już konieczny.

środa, 3 grudnia 2014

Picadillo





Nie ma chyba nic przyjemniejszego, jak nadchodzący znienacka pocztą prezent urodzinowy. Tak właśnie przybyła do mnie "Literatura od Kuchni". Przedstawiam więc teraz swoją pierwszą, entuzjastyczną próbę przeniesienia literatury na stół. Ale ponieważ bezrefleksyjne i metodyczne przestrzeganie przepisów jest nudne, poniższa wersja została spontanicznie udoskonalona. Efekt końcowy przerósł moje początkowe oczekiwania, więc ja już tutaj nic więcej zmieniać nie będę. Dodam tylko jeszcze, że wybór padł w pierwszej kolejności na picadillo ze względu na dość paskudne warunki pogodowe panujące chwilowo w mojej okolicy. A picadillo jest wyjątkowo aromatyczne, intensywne, rozgrzewające, a jednocześnie przypomina mi, że gdzieś tam po drugiej stronie świata grzeje najprawdziwsze słońce.


Picadillo:


500 g wołowiny
400 g pomidorów
2 czerwone cebule
2 łyżki wymieszanych przypraw (cynamon, tymianek, czosnek, kumin, chipotle, oregano, goździki, pieprz, liście laurowe, papryka, sól)
3 duże ząbki czosnku
pół (albo całe) posiekane jalapeno
50- 100 gram daktyli, posiekanych
2 łyżki posiekanej natki kolendry
olej do podsmażania
sól do smaku
szczypta cukru muscovado (opcjonalnie)

Salsa:


garść posiekanych drobno pomidorków koktajlowych
pół czerwonej cebuli, drobniutko pociętej
papryczka chili, posiekana
pół szklanki posiekanej natki kolendry
sól

Do podania:


4 słodkie albo zwykłe duże ziemniaki, upieczone w folii

creme fraiche (ewentualnie tłusta kwaśna śmietana)


Przygotowanie:


Zaczynamy od przygotowania salsy. Wszystkie składniki należy razem wymieszać i odstawić na co najmniej pół godzinki w temperaturze pokojowej, żeby się smaki trochę przegryzły. Następnie mieszamy wołowinę z przyprawami i podsmażamy ją na złoto. Osobno podsmażamy cebulę z czosnkiem, aż się nam cebula ładnie zeszkli. Dodajemy cebulę i czosnek do mięsa, a do tego dodajemy pomidory, jalapeno, oraz posiekane daktyle. Dusimy jakieś 20- 30 minut na niskim ogniu pod przykryciem. Jeżeli trzeba, doprawiamy do smaku cukrem muscovado i solą. I gotowe!

Podajemy z pieczonymi słodkimi  (lub zwykłymi, skrobiowymi) ziemniakami, może być też do tego ryż albo tortille. Książka poleca, żeby picadillo spróbować jako nadzienie do różnych warzyw, ale jak dla mnie to jest ono ciut zbyt intensywne do faszerowania delikatnych warzyw, jak cukinie albo pomidory. Może za to nadałoby się do czegoś dużego, jak zielona dynia, albo kabaczek? Polecam za to się nie oszczędzać i koniecznie doprawić każdą porcję kilkoma łyżkami salsy i łyżeczką creme fraiche.