Zawsze uwielbiałam hiszpańską tortillę, zwłaszcza na zimno, jako tapa. Do rodzinnego rytuału należy u nas lunch, albo kolacja, składająca się z tortilli, świeżej bagietki i wielkiej michy sałaty. Nic więcej nam nie trzeba. Wersja, którą podaje, to wersja praktyczna i odchudzona, czyli sposób na zagospodarowanie nadmiaru ugotowanych ziemniaków i jednoczesne ograniczenie ilości tłuszczu w daniu. Tradycyjnie powinno się smażyć ziemniaki w dużej ilości oliwy, ale tutaj idę na dietetyczny kompromis.
Składniki:
pół kilo ziemniaków o zwartej strukturze, ugotowanych, pociętych na cienkie plasterki *
7 jajek
1 duża cebula
3-4 łyżki oliwy do smażenia
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
*jeżeli są to młode ziemniaczki gotowane w skórce, to (dla zdrowia) można tę skórkę zostawić
Cebulę drobno siekamy, podsmażamy na oliwie na złoto-brązowo, odstawiamy do ostygnięcia. W misce roztrzepujemy jajka, dodajemy sól i pieprz, dodajemy cebulę. Na patelni rozgrzewamy oliwę i nakładamy na nią pocięte ziemniaki. Podsmażamy przez parę minut, co jakiś czas mieszając, żeby się przyrumieniły. Wlewamy jajka i skręcamy ogień na minimum, przykrywamy patelnię pokrywką. Bardzo powolutku smażymy tortillę pod przykryciem, co jakiś czas ścierając z pokrywki nadmiar odparowanej wody ściereczką. Można ją smażyć z dwóch stron, ale uważam, że jeśli się uda uniknąć odwracania tortilli, to warto o to powalczyć, bo zazwyczaj odwracanie nie całkiem ściętego omletu to straszne zamieszanie. Tortilla jest gotowa, gdy jest ścięta na wierzchu. Warto użyć większej patelni, żeby nam się szybciej ścięła- inaczej może za bardzo przypiec się na dnie i na bokach. Pyszna na ciepło, a moim zdaniem znacznie lepsza na zimno. Hiszpanie kroją ją w grube plastry i wkładają do białej bułki (bocadillo) jako nadzienie kanapkowe. Też dobre.